niedziela, 25 października 2020

Szczerość

Jest źle. Jest cholernie źle. Wracam do przeszłości. Ryczę po nocach. Nie mam siły wstać. Leżę w łóżku. Śpię. Chudnę. Tonę. 
Umieram. Rozumiesz?

Nie jest okej, nie jest dobrze. Mówię tak, bo w zasadzie nie słucha mnie nikt. Totalnie nikt. Nikt nie stanie przy mnie na dłużej. Nikt nie spojrzy w moje czerwone od płaczu oczy. Nikt nie spojrzy na moje wyczerpane spojrzenie. Nikt nie zliczy kolejnych liczb na wadze. Nikt nie zrozumie, że ja nie jestem w stanie funkcjonować. 4 razy w ciągu dnia spać po dwie godziny. Zmarnować 8 godzin w ciągu dnia na sen. Być bezsilnym wobec otaczającego świata. 

Nie wiem czy nauka zdalna mnie ratuje. Słyszę w kółko, że się pogorszyłam. Że zawodzę. Że mam same 1. Ja sama czuję jak beznadziejna jestem.  Tylko, że ja nie mam siły. Uczę się i nic. Totalnie nic. Jestem zmęczona. W głowie mam pustkę. Boli mnie najbardziej niemiecki. Coś co kocham całym sercem. W tym momencie nawet do tego nie mam siły.
 Wracam do domu i ryczę. Później uświadamiam sobie, że mam kolejne rzeczy do zrobienia. A ja tak bardzo nie mam siły. Muszę jednak wstać i wyjść z psem, posprzątać i się ogarnąć. Zaciskam zęby i wszystko wykonuje. Tak jest dzień w dzień.

,, Każdy tak teraz ma"
,, to wszystko przez tego wirusa "
,, też tak miałam"
,,będzie dobrze "
To słyszę dzień w dzień. I już mam w cholere tego dosyć. To jest jak powiedzenie komuś kto chce się zabić
,, Jej, życie jest piękne, więc się nie zabijaj. No bo, bo tak 🤷‍♀️". Wiecie co to daje? Gówno za przeproszeniem. Ktoś kto chce się zabić ( bardziej prościej zniknąć na zawsze) ma do tego powód. I mówiąc Wam, że jest źle nie chce słyszeć, że będzie dobrze albo, że Ty też tak masz. To, że Tobie jest smutno wiem ja, on, Ty i kilka innych osób. Różnica jest tylko jedna. Tobie jest smutno a wszystko co złe mija z czasem, on jest już na dnie dna. Jest w ostateczności. Jak sobie to wyobrazić? Pomyśl sobie, że jesteś pomiędzy młotem a kowadłem. Nieważne co i jak zrobisz - zginiesz. Masz tylko jedno wyjście, poprosić kogoś o pomoc. I ten ktoś mówi Ci, że będzie dobrze. I Ty masz już dosyć, bo to Cię złamało.
Tak czuję się ja kiedy od osób, którym mówię, że jest źle słyszę, że one też tak mają, że mi przejdzie. Albo mają mnie w dupie, bo wszystko dookoła jest ważniejsze. Nie wiem czy osoby o których myślę zrozumieją, że o nich mowa. Jeśli tak to chce abyście wiedziały, że nie potrzebuje waszej litości. Chciałabym tylko, żebyście wiedziały że się zawiodłam. I to bardzo.
Zmieniłam ton swojej wypowiedzi, sposób pisania i bycia w stosunku do Was. Nie jest to wynik posiadania Was gdzieś tylko ogólnej frustracji, bezsilności.
Zawsze byłam, jestem i będę dla Was. 

Chciałabym kiedyś znaleźć ludzi, którzy zrozumieją mnie i będę przy mnie. Będę pytali jak się czuje, czy mogą cóż dla mnie zrobić. Będą się troszczyć jak nikt inny. Otoczą mnie miłością, troską o opieką. Przyjadą do mnie teraz i tu bezwzględnie. Zajmą się mną. Odłożą na chwilę myślenie o sobie. 

Nie, nie chodzi mi o litość i atencję, bo nienawidzę tego. Mam na myśli zachowanie przyjaciół. O takich zawsze marzyłam. Taką przyjaciółką chciałam być. Jeden telefon i jestem. Jeden SMS i już stoję w drzwiach. Nie zwracając uwagi na nic. Będę taka, jeśli ktoś będzie taki dla mnie. 

15 razy. Tyle. Czy aż tyle....

Dobranoc... 
Jestem zmęczona. Tak po prostu. Tak zwyczajnie i tak nadzwyczajnie. Sobą. Życiem. Ludźmi. Światem.

*powyższy tekst jest prawdą i nie ma na celu uzyskania atencji. 😗

wtorek, 7 lipca 2020

Chciałam być idealna...

Zawsze chciałam być wybitnie piękna. Wierzyłam, że jeśli kiedykolwiek osiągnę swój cel to ludzie zaczną mnie kochać i akceptować. Pragnęłam być idealna w każdym najmniejszym szczególe.Świetna figura, piękna fryzura i makijaż. Nie osiągnęłam nigdy tego swojego celu. Nie wyglądałam nigdy jak wszystkie inne dziewczyny, które miały przyjaciółki i były ogromnie szczęśliwe. W dodatku w podstawówce nie było mowy o makijażu czy o tym, że możemy wyglądać jak chcemy. Mundurki, identyfikatory czy zmienne obuwie były obowiązkiem. Jeżeli się go nie spełniło ponosiliśmy konsekwencje. Najgorszą z nich było chyba spotkanie z dyrektorką. Każdy się jej bał, nawet nasz wychowawca przyznał iż czuje respekt. Nigdy nie wydawało mi się, aby był to zdrowy respekt. Był to raczej rodzaj tego respektu który wystąpić nie powinien..
A może się mylę 🤷‍♀️
WF też był katastrofą. Słyszeć na każdym niemalże wf śmiech i słowa, które ranią, widząc jednocześnie, że nauczyciel nie reaguje? Tak mniej więcej wyglądał wf. Mój wf, bo inni bawili się fantastycznie. Raz tylko po wf wylądowałam u Pani pedagog.Chcieli wysłać mnie do pani psycholog, ale ja powiedziałam, że jeżeli już jest taka konieczność to wolę iść do pani Gosi. W zasadzie usłyszałam to co zawsze: porozmawiam z Panem od wf i z tymi, którzy się śmiali. To nic nie dawało, ale chyba nie bardzo ktoś to zauważał 🤷‍♀️ 

,, Jesteś upośledzona umysłowo" - tak, to też usłyszałam. Na lekcji historii. Z wicedyrektorką, która defakto była baaaaardzo ostra. Podziwiam chłopaka, że się nie bał 🤔 może uznał, że potrzeba powiedzenia mi tego było większa. Ooo to prawdopodobne jest. Chociaż nadal zastanawia mnie po co 🤷‍♀️ ale no ludzie różne potrzeby mają. Pamiętam, że wtedy poczułam tylko ścisk wewnętrzny, zamknęłam oczy aby się nie poryczeć i gdy je otworzyłam spojrzałam na panią. Uslyszała to i rzekła, że X ma przyjść po lekcji do jej gabinetu. 
*X to ten chłopak, który uwielbiał sprawiać mi przykrość. 

Ponadto to była ostatnia lekcja i Pani wystawiała nam oceny komentując wszystkich. Mi powiedziała, że za mało mówię, a szkoda. I że sobie ocenę zepsułam, bo w pewnym momencie mi się odechciało cokolwiek robić.

Nikt nie pojął, że ja się serio starałam..
Ale może rzeczywiście w oczach innych to wszystko wygląda inaczej. 

X, powiedziała, żeby zmienił swoje zachowanie. I, że ona nigdy nie życzy nikomu źle, ale chciałaby aby on kiedyś poczuł się tak jak wszyscy ci, których on kiedykolwiek potraktował jak śmiecia. Żeby to przeżył i zrozumiał, bo jest wredny i to bardzo. W nowej szkole nikt nie będzie go oszczędzał. 

W momencie kiedy powiedziała o tych osobach, cała klasa spojrzała na mnie.. 
Czyli oni wiedzieli, ale nikt nie reagował..

W 8 klasie zrozumiałam, że ja nie będę piękna zewnętrznie. Muszę być piękna wewnętrznie. Nie będę wyglądać jak modelka, a będę pomagać ludziom. I rzeczywiście tak było. Byłam tą, która pełni rolę słuchacza i dziwnym trafem moimi
,, przyjaciółkami" były dziewczyny, które popadały w problemy. Różne. Chciałam pomóc każdemu, i w pewnym momencie zmuszałam ludzi do tego. Mówiłam, żeby powiedzieli a ja pomogę! Nie rozumiałam, to znaczy rozumiałam, ale chciałam pomóc. Miałam wrażenie, że pomagając innym pomagam sobie i odpycham wszystko od siebie. W praktyce odpychałam ludzi od siebie. Gdy pierwszy raz trafiłam do pani Gosi zwątpiłam w siebie do tego stopnia, że załamałam się tym, że jestem tak beznadziejna, że nie potrafię pomagać ludziom..
Aczkolwiek ludzie nadal pisali/ mówili mi o tym co dzieje się u nich. Niejednokrotnie miałam dosyć i chciałam wyłączyć telefon. Wiedziałam jednak, że nie mogę tego zrobić. Czułam się odpowiedzialna za nich wszystkich.
Dotarło do mnie również, że ja nie mogę zmusić ludzi do tego abym im pomogła. Jeżeli nie chcą mojej pomocy to ja musze po prostu odpuścić. Nie odejść, bo tego nie robię, ale najzwyczajniej odpuścić. Chciałabym pomóc każdemu, ale jednocześnie dostrzegam, że nikt tej mojej pomocy obecnie nie chce. Kiedyś było inaczej. Teraz gdy mówię,, pomogę Ci" najczęściej słyszę, że nie. Smutno mi trochę, ale 🤷‍♀️

Jeżeli mogę choćby być dla kogoś to ja się już cieszę. A czy mogę, droga czytelniczko, być dla Ciebie? 💚

niedziela, 26 kwietnia 2020

Mój początek i 16 lat?

Cześć 🙋🏼‍♀️
Jest 00:00. Dzisiaj są moje 16 urodziny. Nie wiem jeszcze jak mi miną. Boje się ich trochę, ale będzie jak będzie ❤️
Chciałam opisać w skrócie te moje 16 lat, ale nie mam pojęcia od czego zacząć. Mówi się, że najlepiej od początku. Gdzie jest początek? Czy od początku początków zacząć? Tak będzie najprościej, tak myślę...
Urodziłam się 25.04.2004 o 11:50. W niedzielę. Podoba mi się ta data 🤣
Podobno byłam mała i drobna ☺️ Możliwe, ale ja sama niestety nie wiem. Znam siebie tylko z opowieści. 

Mijały lata, nie pamiętam z nich za wiele. Przedszkole, zabawy, przedszkole. Tak w sumie dzień za dzień beztrosko mijały dni i lata. Mam gdzieś jakieś urywki wspomnień. Jak szłam do przedszkola i ciągle płakałam. Jak babcia siedziała ze mną do późnej nocy i czytała mi książki. Jak nagle pojawił się ,, ktoś nowy". Pewnie nie pamiętam dokładnie wszystkiego. Byłam dzieckiem i tylko dzieckiem.
Wiem tylko, że na początku był Arek i długo zajęło mi uznanie obcego człowieka za tatę. Potem nagle mam odwiedzać moje ,, rodzeństwo" gdzieś w obcym domu. Szczególnie utkwiła mi w pamięci jedna z wizyt u nich. Siedziałam na podłodze, przy choince. Patrzyłam przez okno. Obok siedział Waldek, mój biologiczny ojciec, a ja siedziałam. Po prostu. Nie wiem czy była to ostatnia moja wizyta u nich. Wiem tylko tyle, że kiedyś one się skończyły. Kontakt się urwał.

Potem w wieku ok. 9 lat mój ojciec biologiczny zmarł. A ja nie czułam nic. Było mi to obojętne. Dopiero po kilku latach zrozumiałam, że mnie to w jakiś sposób dotknęło. Nie odczułam tego wtedy tak bardzo. Odczułam później. I niby dziewięcioletnie dziecko jest bardziej świadome. Nie, nie jest. Jest bardziej niż 2 letnie, ale nie odbiera tego jako 16 letnia osoba na przykład 🤷‍♀️
Potem szkoła podstawowa. Dramat nieco. Znaczy nie na początku. Na początku to było całkiem fajnie. Wychowawczyni była baaaardzo kochana. Klasa też. I tak w zasadzie to cudnie było. Potem w 4 klasie zmienili nam wychowawcę. Obecnie moim nowym wychowawcą był pan od angielskiego. 
Jak oceniam? Zabawny człowiek. I tak przeważał u niego luz. I pogadać można było i się pośmiać. Jedynego czego brakowało to chyba takiego gadania, że można przyjść i pogadać o problemach. Założenie było takie, że po to jest pedagog w szkole ( do tego odniose się później). Było nieco ciężej niż w klasach 1-3, ale myślę, że to oczywiste. Mieliśmy fajną panią od polskiego! O to pamiętam! Bogusława miała na imię 😅 Haha i dzięki niej polski polubiłam. Przyjaźniłam się ogólnie z Michaliną. I jeszcze utkwiła mi w pamięci pani Krysia, od matematyki. Bałam się zawsze. 
Potem doszedł do nas Miłosz i zburzył wszystko. Więc klasa 5 to piekło, które się zaczynało 🤔 O i zmienili nam panią od polskiego. No a ja byłam zła i smutno mi było. Bo bardzo panią Bogusie polubiłam, za to, uznałam, że pani Ania jest zbyt szalona 🤦🏽‍♀️ ale...
Przełom nastąpił, bo mi coś odbiło i uznałam, że ja panią Anię lubię. Ładny uśmiech miała, haha 🤣 ale żem jam niezbyt odważna jestem to milczałam mimo, że ona podejmowała wiele prób rozmowy. W ogóle na początku stwierdziłam, że ja nie będę z nią rozmawiać, bo przecież ja się boje i koniec. I ma tyle osób, więc niech z nimi rozmawia ( głupia byłam jak się później okazało) nie wiem czy coś takiego wow się wydarzyło przez klasę 5,6 co mogłabym tu umieścić ( jednak niektóre rzeczy pozostaną tajemnicą) , ale wiem, że każdy wf był dla mnie straszny, bo na niemalże każdym płakałam. 

Potem klasa 7! I uwaga, uwaga...
Kazali nam  wybrać drugi język. Do wyboru miałam francuski, hiszpański, włoski i niemiecki...
I wybrałam...
Nie zgadniecie 😱 NIEMIECKI.
W głowie miałam tylko myśl ,, boże, to będzie tragedia. Przecież ja angielskiego nie potrafię się nauczyć, to co dopiero będzie z trudniejszym językiem 🤦🏽‍♀️" ( nie wierzcie stereotypom, niemiecki wcale nie jest trudny. Wystarczy chcieć i się uczyć 😉) Jak już jesteśmy w temacie niemieckiego to pamiętam panią od niemieckiego. Pani Małgorzata 🤔 Tak, tak mi się wydaje. Jej też się bałam. Miała takie lokii i mega kojarzyła mi się z Magdą Gessler. I była zabawna i można było się pośmiać z nią. Gorzej było jak się zdenerwowała, bo wtedy strasznie krzyczała. Sprawdziany u niej polegały na tym, że każdy miał swoje miejsce i byliśmy oddaleni od siebie, tak aby nie było można ściągać, a ona szła do kantorka. Obserwowała każdego i chodziła po klasie. Stresowało to chyba każdego. Pamiętam jak na pierwszej lekcji ( tej takiej prawdziwej) kazała nam potwierdzać swoją obecność po niemiecku. Jasne było, że nikt nie wiedział za bardzo. Powiedziała nam jak mamy to ładnie powiedzieć, ale ja byłam tak przerażona, że nie myślałam. Usłyszałam, że powtarza i moją pierwszą zapisaną informacją było to aby powiedzieć jak to pięknie wtedy napisałam ,, iś bin da" 🤣 to było tak pięknie napisane. I pisłałam to po prostu na każdej kartce, a i tak zawsze na każdej lekcji zapominałam jak miałam to powiedzieć. Byłam więc dumna sama z siebie gdy w końcu udało mi się zapamiętać te 3 wyrazy. Tak, wbrew pozorom w stresie zapominasz jak masz powiedzieć 3 proste wyrazy. Może ten stres wynikał też z pomieszanych klas. 

Oo z niemieckiego to pamiętam jeszcze jak Bartek ( mój kolega z klasy, który siedział przede mną i mnie ,, podrywał") poprosił mnie o pomoc. Wtedy mieliśmy zaliczać jakieś zdania i on nie nauczył się odpowiednio i pani była zła i w ogóle.. no długa opowieść. No ale zapytał czy pomogę, bo ja , według niego, jestem świetna z niemieckiego. I pomagałam. I nagle pani ,, Bartek, koleżankę to podrywaj później, teraz Wiktoria" ehhh jak mi było wtedy źle. Nie dość, że każdy się na nas gapił to jeszcze to nieszczęsne Wiktoria 🤦🏽‍♀️ ( dla zainteresowanych, dałam radę 🤣) 

Jeżeli miałabym ocenić stosunek pani do mnie to nie zrobię tego jednoznacznie. Nie wiem jaki był, może moja interpretacja jest mylna, ale mam wrażenie, że ona mnie lubiła, a jednocześnie lubiła robić mi na złość.. 
Wiele zależało od jej humoru. Gdy był dobry to było super, gdy był zły było źle. Pamiętam jak jakimś cudem wracałyśmy tą samą drogą do domu i chwilę gadałyśmy i usłyszałam ,, Tylko z Tobą z tej klasy można się dogadać po niemiecku. Super, oby tak dalej" i ja wróciłam tak mega szczęśliwa do domu..
Ale na następny dzień dostałam ochrzan, że ja nic nie potrafię, że siedzę tylko z tyłu i milczę. Że w ogóle się nie przykładam i, że specjalnie nie chodzę na sprawdziany. Byłam wtedy chora, dosyć długo i rzeczywiście ominął mnie sprawdzian, ale od razu to poprawiłam. Nagle dostałam też 1. Moja mama poszła to wyjaśnić i w odpowiedzi usłyszała ,, nie wiem za co to" 🤷‍♀️ także tak...
Fajnie wspominam serie filmów po niemiecku czy opowiadanie o swoim dniu. Do teraz pamiętam ,, Ich stehe um 7 Uhr auf...." I tak dalej.. 
Długie to było i stresujące 🤣☺️ ale jak tak teraz myślę to cudowne. 

Przykre jest to, że może nie o tyle co zraziłam się do niemieckiego a raczej się go bałam. A może to się odmieni? 😏
( Odpowiedź pod koniec) 

Nie chciałabym tu robić zbytnio skrótów każdej lekcji, bo jest to niepotrzebne. Poruszać chcę to co pamiętam dokładnie, to co szczególnie utkwiło mi w pamięci. 

Oo pamiętam na przykład, jak pani Krysia
 ( od matematyki) poprosiła mnie o pomoc i powiedziała do mnie ,, słoneczko". Pomogłam jej, ona mnie pochwaliła i ja byłam szczęśliwa. Dlaczego to pamiętam? Bo powiedziała do mnie tak tylko raz. I nie mówiła tak do nikogo. Nie chcę jej oceniać, ale sprawiała wrażenie osoby chłodnej. Jasne, w pełni rozumiałam. Ale to był szok, szoków tak trochę.  Pamiętam panią od chemii, jedną i drugą. Jedną wspominam wspaniale, drugą mniej. Dlaczego zapewne ciekawa to rzecz. 

Panią Gosię ( tą którą dobrze wspominam) choćby dlatego, że często rozmawiałyśmy. O wszystkim i o niczym. Pamiętam jak wybierałyśmy sukienkę 🙈. Pokazywała mi również filmy z Lotnika ( tam też uczyła) i pomogła mi bardzo z chemią. 
Panią Bożenę (?) Źle, dlatego, że to była kolejna osoba, której się bałam. Jasne, nie miałam problemu z jej charakterem czy czymś takim. Raczej z podejściem a może trochę jego brakiem? Nie ukrywam, że miałam 1. I na półrocze i na koniec roku. W związku z tym udałam się na konsultacje, aby dany materiał wytłumaczyła mi raz jeszcze. Zapytała czego nie rozumiem, powiedziałam zgodnie z prawdą, że tak teoretycznie to niczego. Usłyszałam ,, jak nie rozumiesz to ja Cię nie nauczę, bo nie potrafię. Przecież to proste, jak można nie rozumieć?!" Przyrzekam, że momentalnie się tam poryczałam. Podziękowałam i wyszłam. A pani miała na mnie focha i przy każdej możliwej okazji robiła mi na złość. Tak, więc zmuszona byłam wziąć korepetycje 🤷‍♀️ i nie żałuję. Z 1 ,, awansowałam" na 3. Uratowałam się. Hip hip hura! 

Pan Krystian ( wychowawca i nauczyciel języka angielskiego) był ogółem zabawny. Fajne były te lekcje z nim. Udawał psa, uznał, że skoro mam sweterek z dziurami to albo skakałam przez płot no albo pies mnie pogryzł. Albo kiedyś wszedł na niemiecki i słuchał co pani mówi i zaczął się śmiać. A my z nim 🤣
Oo albo jak mieliśmy egzaminy stanął przed salą gimnastyczną z wielkim napisem ,, Good Luck!"
 Wiele było zabawnych przeżyć i historii. 
Takie ostatnie wspomnienie z nim to zakończenie roku i pożegnanie. Nigdy nie lubił długich zebrań czy spotkań. Życzył nam powodzenia i bardzo szybko na wypuścił. 

Pani Ania ( polski) to tak, rzeczywiście to ta pani której z początku nie lubiłam. Przyznaje się, że rzeczywiście zbyt pochopnie ją wtedy oceniłam. Żałowałam tego trochę, bo okazała się wspaniałą osobą. Ile ja miałam podejść do rozmowy z nią 😱 ło maj gat. Raz, drugi, trzeci i tak w setkach. Lubiłam gdy prosiła mnie o pomoc w czymś. W szoku byłam gdy opowiadała mi o swoim życiu, o tym co ją martwi a co cieszy. Radziła się mnie. Ja jej też w jakimś stopniu na pewno, ale czy w aż tak wielkim? Dla niej wszystko było przesadą, ale lubiłam ją. Bo stała się ważna. Kiedy pisała do mnie, bo i tak bywało,  miałam zawał. Nie wiem dlaczego. Nigdy się niespodziewałam. Może z tego to wynikało. Raniła mnie..
Oj wiele razy mnie raniła, ale ja wybaczałam. Powiedziałam jej w pewnym momencie za dużo, to wiem. No ale często bywa tak, że chcemy coś komuś powiedzieć szukając pomocy, a ten ktoś zamiast pomóc pogarsza. I może dlatego straciłam zaufanie do ludzi. 


I w klasie 7 pojawiła się też pani Gosia ( pedagog) czyli druga osoba, której bardzo, bardzo ufałam. Pojawiła się tak nagle i została. To znaczy to w ogóle była ciekawa historia. Ja zaczęłam płakać, przez lekcje biologii ( pani powiedziała, że ze mną coś jest nie tak skoro nic nie mówię i stwierdziła, że mnie rodzice biją), pani Ania i pan Krystian to zobaczyli, ale ja się na polskim uspokoiłam. Miałam geografię i nagle wchodzi pani Gosia i każe mi iść z nią. Byłam w panice ( pedagog. Ja. Pedagog. Ja), ale wstałam i poszłam. Oczywiście już słyszałam słowa klasy ,,uuu, bój się, haha". Gabinet pedagoga był mały i stał tam stolik. Ja usiadłam w kącie a pani Gosia na przeciwko mnie. Ona mówiła a ja milczałam. Pytała co się stało, ile mam jeszcze lekcji, czy chcę pogadać i tak dalej. Pamiętam tylko tyle, że w ostateczności nic jej nie powiedziałam. I kompletnie nie wiedziałam jak mam powiedzieć rodzicom cokolwiek, bałam się, że ona zrobi to pierwsza. Że zadzwoni. Że powie. Ah...
Rodzice przyjęli to normalnie. To znaczy zapytali czy pójdę do niej, ale ja stwierdziłam, że nie. Nie mam po co. Przecież mi nic nie jest. Ja miałam obraz tego, że do pedagoga trafiają ci którzy coś zrobili, ci którzy mają jakiś problem. Więc po co ja tam? 
Minął miesiąc a ja dzień w dzień ją mijałam. Miałam wrażenie, że ona wie o mnie wszystko. Poszłam, więc do pana Krystiana i poprosiłam, aby przekazał, że pójdę do pedagoga. Zapytał tylko do której pani chce iść. Ja od razu wypowiedziałam nazwisko pani Gosi. Jakoś tak się potoczyło, że widziałyśmy się co tydzień w poniedziałek. Zaczęłam jej ufać, zaczęłam mówić. I....
I otworzyłam się na tyle, że ona poznała prawdę. Nie wiem czy w tym wypadku dobrze zrobiłam. Bardzo możliwe.
Dosyć często padało, abym poszła do psychologa. Nie poszłam, bo nie czułam potrzeby.
Szczerze mówiąc? Tak, bałam się. Bałam się pedagoga szkolnego, psychologa 🤷‍♀️ ale jednak się otworzyłam..


W trakcie klasy 8 mój wujek trafił do szpitala i rozpoczęła się ta codzienna walka. Walka o zdrowie, ale były momenty, że o życie. Ona trwa nadal. I nie skończy się nigdy.

Ja też zaczęłam popadać w przeróżne problemy. Bywało lepiej i gorzej. Nie mogę powiedzieć, że teraz jest lepiej. To, że jest stabilnie nie oznacza tak naprawdę nic. Mam wrażenie, że ta moja walka nie skończy się tak szybko jak bym chciała. 

W czasie klasy 8 poznałam też moją przyjaciółkę, tudzież siostrę, Hanię ❤️ ojej cóż za szczęście mnie spotkało ☺️ To jest najlepsza osoba, jaką dane mi było poznać. Mimo kłótni i gorszych momentów trzymamy się razem. Zawsze i wszędzie 💚 spotkałyśmy się 3 razy. Niezapomniane chwile...
Bezwzględu na wszystko obiecałyśmy sobie, że będziemy razem. Nic ani nikt nas nie rozdzieli. Nawet 270 km...
Jestem jej wdzięczna choćby za to, że jest. Zawsze była. Kiedyś wszyscy mnie zostawili ona była. 

I..
4.09.2019 zaczęłam naukę w liceum. Ajaja jak ja się bałam 🙈. Na rozmowie kwalifikacyjnej poznałam panią Dusie ( jak się później okazało moją wychowawczynię) i dyrektora ( mojego nauczyciela języka polskiego) i moją pierwszą myślą było ,, o jejuś pasują do siebie i wydają się fajni". Stwierdziłam, że będzie dobrze, no bo musi być dobrze. Klasę też poznałam, ale nieco później. Powiem tak, wróciłam do domu i wow. Mega! I pierwszego dnia usiadła koło mnie dziewczyna, na początku myślałam, że to nauczycielka jakaś, ale okazało się, że to Oliwia 🙈🤣 dobra, fajna się wydała. Także się cieszyłam. Z każdym kolejnym dniem poznawaliśmy nauczycieli. Nie no fajni są, ale żem ja jestem raczej osobą, która trzyma się jednej osoby to padło na panią Dusie 🙈 emmm noo tak.. 
Ja tam się cieszę bardzo 💚 bo nie dość, że moja wychowawczyni to jeszcze nauczycielka dojcza 😅💜😁 happy byłam i jestem. I... Ogólnie tak to się stało, że wiele sytuacji śmiesznych nieco obie przeżyłyśmy wspólnie. Moje rozwalające się ciasta, opisy ucieczek przed sarnami czy moje opowiadanie powiązane z tym iż nigdy nie pamiętam na czym skończyłam 😁🤣 ooo albo kółko z niemieckiego z Oliwią i moje pytania ,, jak masz na imię " 🤣🤣 także tak..
Jasne, były momenty kiedy nam obu było przykro. To wiemy chyba obie.. 
Ale zawsze pomagała nam jedna rzecz. Rozmowa. Wyjaśnienie. To podstawa. I teraz jest cudnie ♥️ i nareszcie wreszcie mam poczucie, że powiedziałam ,, prawdę" odpowiedniej osobie. Bardzo właściwej. I jeszcze dziękuję pani Mireli za tamte słowa 😘 Jakie? Zapytałam się jej czy gdyby miała problem to poszłaby do pani Dusi. Odrzekła, że tak. Że nigdy jej nie zawiodła. Dlatego ja też postanowiłam pójść. I nie żałuję. Nigdy nie będę tego żałować. Tylu pięknych słów. Tylu przytulasów. Tylu uśmiechów. Takich rzeczy się nie żałuję. Po prostu. 

I miałam napisać czy mój stosunek do języka niemieckiego się zmienił. Tak, zmienił się. I to jak! Chciałabym być nauczycielką niemieckiego i pedagogiem. Da się połączyć 😉😁
Kochaaam niemiecki i ten kto mnie zna ten doskonale to wie 😘💚❤️💜💜

Przez 16 lat traciłam wiele rzeczy. Wiele rzeczy dostałam. Wielu rzeczy doświadczyłam. Wielu jeszcze nie. Wiele osób poznałam. Wiele osób mnie raniło i wiele osób sprawiło, że się uśmiechnęłam. Wiele razy życie się do mnie uśmiechało. Wiele razy mnie niszczyło. Tylko, że ludzi takich jak Hania czy pani Dusia nie da się nie docenić. Los się uśmiechnął i sprawił, że to one stanęły na mojej drodze. Kto wie, czy gdyby nie one teraz bym to pisała?! 

Miałam też napisać jak minął mi dzień urodzin. CUDOWNIE! 
Najpierw film urodzinowy od Hani, potem rozmowa z Hanią. Później kolejny film od Hani. Następnie urodziny niespodzianka od rodziców. Pośrodku masa życzeń o ludzi...
Na koniec...
Na koniec moja klasa do mnie zadzwoniła. 

Cały dzień płakałam ze szczęścia. Tyle osób w ten dzień poświęciło dla mnie chwilę swojego czasu. Chwilę by być ze mną w moje urodziny.

Nie byłabym sobą, gdybym nie napisała co wyniosłam z tego dnia. 
Doceniajcie ludzi wokół siebie. Nie wiecie, że oni chcą dla Was dobrze. A chcą. 
 Niespodziewałam się, że tyle osób pamięta. A jednak...

DZIĘKUJĘ! Wszystkim, którzy się przyczynili do mojej radości ❤️💚
Ściskam mocno ❤️ 

Jeśli nadal to czytasz to napisz ,, słoneczko" to moje ostatnio ulubione słowo 💚☀️

czwartek, 2 kwietnia 2020

2019 ➡️2020

2019
2020
Obiecałam sobie, że w tym roku zmienię coś. Tak, wiem, jest kwiecień. Pozostało 8 miesięcy roku. Dla mnie jest to JUŻ kwiecień. Za dokładnie 23 dni mam 16 urodziny. Nie zmieniłam przez ten czas części życia, którą zmienić chciałam. Nie wprowadziłam niczego nowego. 


Pamiętam dokładnie. 25.03.2019. 
Mama obudziła mnie słowami ,, Wujek jest w szpitalu. Będzie miał operację."
To było coś czego usłyszeć nie chciałam. Coś co totalnie mną wstrząsnęło. To był poniedziałek. Miałam spotkanie z panią pedagog. Czy powiedziałam jej o tym? Nie wiem, nie pamiętam. Najprawdopodobniej nie, albo spotkanie się nie udało. Bynajmniej nie mam w pamięci, abym ją o tym informowała akurat wtedy. 
Później szpitale. Wizyty. Egzaminy. I moje urodziny. 

Szczerze? Od tamtej pory nienawidzę swoich urodzin. Nie chcę ich obchodzić samotnie, może dlatego. Niby jestem w domu, ludzie przychodzą i jest fajnie. Ale te urodziny rok temu były inne. Tak zupełnie inne.
Jak można się łatwo domyślić w tym roku ,, ucieknę" od ich obchodzenia. Na szczęście. Jedyną prostą rzeczą jest to, że ogromnie chciałabym mieć urodziny niespodziankę, ale z najważniejszymi osobami. Teraz się z nimi nie zobaczę. A to dobija jeszcze bardziej.
Nie lubisz swoich urodzin, ale mimo wszystko chcesz je spędzić z tymi trzema osobami a nawet nie możesz spędzić ich tak...
Marzenia 🙄🙄

Pamiętam ten moment w którym pojawił się ten mój problem. A jednak żyłam najzwyklej i najprościej. Nie dałam nikomu poznać że jest coś nie tak. Da się żyć z każdym problemem. Naprawdę. 


I obiecałam sobie, że ten mój problem zlikwiduję. Że się go pozbędę. Że zapomnę. Minął rok a ja dalej z nim żyje. Nie zmieniłam nic. I nie wiem czy zmienię. Niedługo minie rok. Ponad 300 dni. Miałam tyle, a może aż tyle. 

Usłyszałam ostatnio słowa ,, Widzę, że się zamknęłaś i nic nie mówisz"~ mój tata.
Zamknęłam. Milczę. Nie, nie jest mi z tym dobrze. Ale jest łatwiej.
Uważam, że ucieczka nie jest rozwiązaniem. Ja chyba przestałam uciekać. Stanęłam w miejscu i stoję. I ludzie mijają mnie. Zatrzymują się na chwilę i idą dalej. A ja stoje. I czekam.
Zatrzymują się abym rozwiązała ich problem, znalazła gotowe rozwiązanie. I idą dalej. 
A ja stoję. I stać będę. Bo przez długi czas, mam poczucie, nikt nie stanął aby pomóc i wysłuchać mnie. Hania i Pani Dusia. Dwie ,,istotki", które pojawiły się nagle. W mym zwariowanym świecie. Stanęły i stoją już długo. Dziękuję ❣️ 

Przytulam i uciekam 😍😍

22 dni

Dzień 22
Tak wyszło z moich obliczeń. Siedzę w domu dokładnie 22 dni. 24 na dobę 🤨
Wow, jestem pod wrażeniem. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że będę w stanie wytrzymać. 
Może ktoś, kiedyś wejdzie tu i przeczyta to wszystko. Może ktoś, kiedyś będzie zastanawiał się nad tym jak ludzie żyli w czasach paniki. W 2020 roku. Kiedy wirus rozwijał się w mgnieniu oka. Kiedy cały świat stanął przed wyborem. Wyborem pomiędzy życiem i zdrowiem a pogonią.
Czytałam niedawno piękny wiersz. Nie pamiętam niestety tytułu, ale postaram się odnaleźć i podrzucić gdzieś niebawem. Mowa była w nim o tym jak bardzo świat się zmienił. Ogromnie. Czas stanął w miejscu. 

Przeraża mnie myśl tego, że musiała wydarzyć się tak ogromna tragedia, aby ludzie zaczęli żyć. Żyć wspólnie a nie osobno. Kiedy musieli zacząć rozmawiać a nie tylko się mijać. Ludzie zaczęli dostrzegać drugiego człowieka dopiero w obliczu takiej sytuacji. Ludzie zaczęli panikować. Dom stał się więzieniem, bo wcześniej był tylko hotelem. Rodzina wydaje się taka obca, bo w (nie)normalności mijaliśmy się. 

Wszystko to wydaje się takie odległe dopóki nie dotyka nas. Dotknęło. Co dzień kilkanaście tysięcy, jeśli nie miliony osób walczy o to, aby to co nazwane jest koronowirusem zniknęło jak najszybciej. 


A ja? Ja siedzę w domu. Robię wszystko co mogę, aby nie dopuścić do sytuacji bez wyjścia. Staram się nie popadać w stan w którym byłam już kilka razy. To mogłoby pogarszać każdą daną sytuację. Więc piszę. Rozmawiam. Pomagam. Slucham.


A Was, te 3 osoby, czytające wpisy zapraszam na kolejny wpis jeszcze dziś ❤️

wtorek, 17 marca 2020

Siebie też nie rozumiem

Po co wierzyłam?
Po co ufałam?
Po co chciałam?
Po co się angażowałam?
Po co dałam się poznać?
Dlaczego nie przemyślałam?
Dlaczego dałam się oszukać?
Dlaczego wierzyłam, że coś z tego będzie?
Dlaczego wciąż jestem tak głupia?
Dlaczego ja wciąż popełniam te same błędy?
Dlaczego ja wciąż czuję się jak małe, zagubione we mgle dziecko?
W co ja wierzyłam?


Nieważne chyba w co. Ważne jak bardzo. Bo ja bardzo wierzyłam.

Rozczarowanie. Łzy. Złość.

Nie wiem co ja czułam wtedy i co czuje teraz. Wiem tylko jedno. Zawiodłam się kolejny raz. Tak bardzo chciałam wierzyć, że dostając szansę i wykorzystując ją zdołam zmienić cokolwiek. 


Eee... To takie trochę jakby wymarzyć sobie gwiazdkę z nieba. 
,, Dostałam szansę, więc zmienię postrzeganie świata jednej osoby". Przecież to głupie w cholipke. I niemożliwe. A ja jednak w to wierzyłam. Bo chciałam. Chciałam wytłumaczyć, aby być zrozumianą. 

I tłumaczyłam. Wiecie jak długo? Kilka miesięcy. I nadal nie wytłumaczyłam. 

Nie wytłumaczyłam sobie. A co dopiero komuś. Starałam się. Mimo wszystko mam poczucie wyczerpania.

Gdy coś tłumaczymy to chcieć muszą dwie strony. Jedna musi tłumaczyć a druga słuchać. Jeśli jeden element się wyłączy to nie wychodzi z tego nic. Nic dobrego rzecz jasna. Bo złe rzeczy to wychodzą, i to jak!

A mam poczucie, że tu właśnie mój towarzysz nie chciał. Szkoda. 

Dobranoc. Odezwę się jutro.

niedziela, 15 marca 2020

Ludzie, nie rozumiem Was!

Człowieku nie rozumiem Twojej złości.
Człowieku nie rozumiem Twojego krzyku skierowanego do mnie.
Człowieku nie rozumiem Twojego lęku w stosunku do mnie. 
Człowieku nie rozumiem dlaczego się mnie tak bardzo boisz.
Człowieku nie rozumiem tego dlaczego ranisz innych.
Człowieku nie rozumiem dlaczego boisz się mnie zranić a to robisz.
Człowieku nie rozumiem Twoich łez.
Człowieku nie rozumiem dlaczego tak bardzo płaczesz.
Człowieku nie rozumiem Twoich słów.
Człowieku nie rozumiem dlaczego mówisz jedno a robisz drugie.
Człowieku nie rozumiem Twojego cierpienia.
Człowieku nie rozumiem dlaczego cierpisz z tego powodu.
Człowieku nie rozumiem Twojego szczęścia.
Człowieku nie rozumiem dlaczego tak bardzo się cieszysz. 
Człowieku nie rozumiem dlaczego masz dwie twarze. 
Człowieku nie rozumiem dlaczego nosisz maski.
Człowieku nie rozumiem Twojego uśmiechu.
Człowieku nie rozumiem dlaczego tak sztucznie się uśmiechasz.
Człowieku nie rozumiem twojego śmiechu.
Człowieku nie rozumiem co jest we mnie tak śmiesznego
Człowieku nie rozumiem dlaczego obiecujesz.
Człowieku nie rozumiem dlaczego nie dotrzymujesz słowa.
Człowieku nie rozumiem dlaczego oszukujesz.
Człowieku nie rozumiem dlaczego kłamiesz.
Człowieku nie rozumiem dlaczego wmawiasz komuś, że nie masz czasu.
Człowieku nie rozumiem dlaczego więc marnujesz czas.
Człowieku nie rozumiem dlaczego krytykujesz cudze zdanie i cudze postrzeganie świata.
Człowieku nie rozumiem dlaczego to robisz, skoro sam nie masz nic istotnego do powodzenia.
Człowieku nie rozumiem dlaczego nie doceniasz życia.
Człowieku nie rozumiem dlaczego twierdzisz, że życie jest kruche.
Człowieku nie rozumiem dlaczego oferujesz pomoc.
Człowieku nie rozumiem dlaczego nagle się odwracasz i mnie zostawiasz. Przecież chwilę temu deklarowałeś pomoc.
Człowieku nie rozumiem dlaczego mówisz, że mnie kochasz i mnie wspierasz.
Człowieku nie rozumiem dlaczego chwilę później mnie ranisz.
Człowieku nie rozumiem dlaczego mówisz kocham.
Człowieku nie rozumiem dlaczego tak naprawdę nie kochasz.
Człowieku nie rozumiem dlaczego śmiejesz się z innych.
Człowieku nie rozumiem dlaczego nie potrafisz zrozumieć, że w każdej chwili możesz znaleźć się po drugiej stronie.
Człowieku nie rozumiem dlaczego nie doceniasz ludzi.
Człowieku nie rozumiem dlaczego nie zdajesz sobie sprawy jak łatwo jest ich stracić.
Człowieku nie rozumiem dlaczego nie doceniasz tego, że ktoś chce mieć z Tobą kontakt.
Człowieku nie rozumiem dlaczego nie wiesz, że to tak bardzo rani.
Człowieku nie rozumiem dlaczego chcesz być idealny.
Człowieku nie rozumiem dlaczego nie zdajesz sobie sprawy, że nie ma ludzi idealnych.
Człowieku nie rozumiem dlaczego oszukujesz siebie i innych.
Człowieku nie rozumiem dlaczego tak postępujesz.
Człowieku nie rozumiem dlaczego kreujesz się na dobrego.
Człowieku nie rozumiem dlaczego jesteś tak naprawdę zły.
Człowieku nie rozumiem dlaczego wymagasz od innych
Człowieku nie rozumiem dlaczego nie wymagasz od siebie.
Człowieku nie rozumiem dlaczego chcesz być szanowany.
Człowieku nie rozumiem dlaczego nie szanujesz innych.
Człowieku nie rozumiem dlaczego nie wierzysz w siebie.
Człowieku nie rozumiem dlaczego tak źle o sobie mówisz.
Człowieku nie rozumiem dlaczego nie prosisz o pomoc.
Człowieku nie rozumiem dlaczego boisz się pomóc.
Człowieku nie rozumiem dlaczego jest tak a nie inaczej...
Człowieku nie rozumiem....

Nie rozumiem wielu rzeczy naszej, ludzkiej, natury. Pragniemy szczęścia żyjąc w ciągłej pogoni. Chcemy być szanowani nie szanując innych. Chcemy mieć spokój żyjąc w centrum miasta. Chcemy mieć czas na wszystko a nie mamy go na nic. Chcemy poznać ludzi odpychając ich. Chcemy aby nas słuchano nie słuchając nikogo. Chcemy uwierzyć w marzenia nie wierząc w siebie. 

Podobno jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie. 
Ostatnio myślałam o tym aspekcie pomocy. I pomocy wobec mnie. I pomocy wobec innych. Sporo myśli się przetoczyło. Nie potrafię zrozumieć dlaczego ludzie mówią, że chcą pomóc a się odwracają. Po co? Jaki to ma sens?

Choć nie rozumiem tego wszystkiego. Tego bycia lub niebycia ludzi w dzisiejszych czasach. Tej pomocy lub odpychania. Zgubiłam się w tym. Lecz chciałam Wam coś powiedzieć.


Wielu osób nie rozumiem, ale nigdy nie odepchnęłam nikogo. Nigdy nie odmówiłam nikomu pomocy. Nigdy nie obiecałam nikomu, że pomogę po czym to kolokwialnie mówiąc olałam. Dla mnie takie postępowanie jest najzwyczajniej bezsensowne i głupie. 
Jeżeli widzicie, że ktoś płacze/jest smutny/ źle wygląda podejdźcie. Zapytajcie. Uśmiechnijcie się. Pomóżcie.
Tak, wiem ,nie każdy chce być psychologiem. Lecz każdy chce być człowiekiem. A tak często nim nie jest. 
Tak często jest zapatrzony w siebie. Tak często jest zapatrzony w telefon. Tak często myśli ,, Po co będę podchodzić? Nie będę się narzucać. Przecież nie pomogę i tak". NIE! Błagam nie myślcie tak 🥺 Uwierzcie mi na słowo! Człowiek często chce być po prostu wysłuchany. Nie chce słuchać stu regułek, które i tak nic nie pomogą. Chce być po prostu wysłuchany. I zrozumiany. Nie na zasadzie ,,Ok, rozumiem". Chce być zrozumiany prawdziwie. I tak, zdaje sobie sprawę jak ciężko czasem jest zrozumieć drugiego człowieka nie znajdując się w jego sytuacji, ale spróbujmy chociaż. Postawmy się w jego sytuacji, poszukajmy wspólnie rozwiązania. Jeżeli ktoś mówi nam, że potrzebuje czasu- dajmy tej osobie ten czas. Mimo wszystko piszmy/rozmawiajmy z nią. Mimo wszystko następnego dnia zapytajmy czy jest już gotowy, aby powiedzieć. Nie, to nie jest naciskanie. To jest świadectwo tego, że naprawdę chcemy pomóc. Że naprawdę nas interesuje czyjś los. 

Może nie zdajecie sobie sprawy jak fajnie jest mieć świadomość, że ktoś się o nas martwi. Że się nami interesuje. Że chce wysłuchać. 


Tak często narzekamy na świat i ludzi. Ludzie są źli. Ludzie są okropni. 
Zmieńmy to. 
Wiecie jak? Zacznijmy od siebie samych. Zacznijmy najpierw od siebie. A zajdziemy daleko. Naprawdę! 100 tysięcy mil szczęścia do przodu i jeszcze więcej.