Cześć 🙋🏼♀️
Jest 00:00. Dzisiaj są moje 16 urodziny. Nie wiem jeszcze jak mi miną. Boje się ich trochę, ale będzie jak będzie ❤️
Chciałam opisać w skrócie te moje 16 lat, ale nie mam pojęcia od czego zacząć. Mówi się, że najlepiej od początku. Gdzie jest początek? Czy od początku początków zacząć? Tak będzie najprościej, tak myślę...
Urodziłam się 25.04.2004 o 11:50. W niedzielę. Podoba mi się ta data 🤣
Podobno byłam mała i drobna ☺️ Możliwe, ale ja sama niestety nie wiem. Znam siebie tylko z opowieści.
Mijały lata, nie pamiętam z nich za wiele. Przedszkole, zabawy, przedszkole. Tak w sumie dzień za dzień beztrosko mijały dni i lata. Mam gdzieś jakieś urywki wspomnień. Jak szłam do przedszkola i ciągle płakałam. Jak babcia siedziała ze mną do późnej nocy i czytała mi książki. Jak nagle pojawił się ,, ktoś nowy". Pewnie nie pamiętam dokładnie wszystkiego. Byłam dzieckiem i tylko dzieckiem.
Wiem tylko, że na początku był Arek i długo zajęło mi uznanie obcego człowieka za tatę. Potem nagle mam odwiedzać moje ,, rodzeństwo" gdzieś w obcym domu. Szczególnie utkwiła mi w pamięci jedna z wizyt u nich. Siedziałam na podłodze, przy choince. Patrzyłam przez okno. Obok siedział Waldek, mój biologiczny ojciec, a ja siedziałam. Po prostu. Nie wiem czy była to ostatnia moja wizyta u nich. Wiem tylko tyle, że kiedyś one się skończyły. Kontakt się urwał.
Potem w wieku ok. 9 lat mój ojciec biologiczny zmarł. A ja nie czułam nic. Było mi to obojętne. Dopiero po kilku latach zrozumiałam, że mnie to w jakiś sposób dotknęło. Nie odczułam tego wtedy tak bardzo. Odczułam później. I niby dziewięcioletnie dziecko jest bardziej świadome. Nie, nie jest. Jest bardziej niż 2 letnie, ale nie odbiera tego jako 16 letnia osoba na przykład 🤷♀️
Potem szkoła podstawowa. Dramat nieco. Znaczy nie na początku. Na początku to było całkiem fajnie. Wychowawczyni była baaaardzo kochana. Klasa też. I tak w zasadzie to cudnie było. Potem w 4 klasie zmienili nam wychowawcę. Obecnie moim nowym wychowawcą był pan od angielskiego.
Jak oceniam? Zabawny człowiek. I tak przeważał u niego luz. I pogadać można było i się pośmiać. Jedynego czego brakowało to chyba takiego gadania, że można przyjść i pogadać o problemach. Założenie było takie, że po to jest pedagog w szkole ( do tego odniose się później). Było nieco ciężej niż w klasach 1-3, ale myślę, że to oczywiste. Mieliśmy fajną panią od polskiego! O to pamiętam! Bogusława miała na imię 😅 Haha i dzięki niej polski polubiłam. Przyjaźniłam się ogólnie z Michaliną. I jeszcze utkwiła mi w pamięci pani Krysia, od matematyki. Bałam się zawsze.
Potem doszedł do nas Miłosz i zburzył wszystko. Więc klasa 5 to piekło, które się zaczynało 🤔 O i zmienili nam panią od polskiego. No a ja byłam zła i smutno mi było. Bo bardzo panią Bogusie polubiłam, za to, uznałam, że pani Ania jest zbyt szalona 🤦🏽♀️ ale...
Przełom nastąpił, bo mi coś odbiło i uznałam, że ja panią Anię lubię. Ładny uśmiech miała, haha 🤣 ale żem jam niezbyt odważna jestem to milczałam mimo, że ona podejmowała wiele prób rozmowy. W ogóle na początku stwierdziłam, że ja nie będę z nią rozmawiać, bo przecież ja się boje i koniec. I ma tyle osób, więc niech z nimi rozmawia ( głupia byłam jak się później okazało) nie wiem czy coś takiego wow się wydarzyło przez klasę 5,6 co mogłabym tu umieścić ( jednak niektóre rzeczy pozostaną tajemnicą) , ale wiem, że każdy wf był dla mnie straszny, bo na niemalże każdym płakałam.
Potem klasa 7! I uwaga, uwaga...
Kazali nam wybrać drugi język. Do wyboru miałam francuski, hiszpański, włoski i niemiecki...
I wybrałam...
Nie zgadniecie 😱 NIEMIECKI.
W głowie miałam tylko myśl ,, boże, to będzie tragedia. Przecież ja angielskiego nie potrafię się nauczyć, to co dopiero będzie z trudniejszym językiem 🤦🏽♀️" ( nie wierzcie stereotypom, niemiecki wcale nie jest trudny. Wystarczy chcieć i się uczyć 😉) Jak już jesteśmy w temacie niemieckiego to pamiętam panią od niemieckiego. Pani Małgorzata 🤔 Tak, tak mi się wydaje. Jej też się bałam. Miała takie lokii i mega kojarzyła mi się z Magdą Gessler. I była zabawna i można było się pośmiać z nią. Gorzej było jak się zdenerwowała, bo wtedy strasznie krzyczała. Sprawdziany u niej polegały na tym, że każdy miał swoje miejsce i byliśmy oddaleni od siebie, tak aby nie było można ściągać, a ona szła do kantorka. Obserwowała każdego i chodziła po klasie. Stresowało to chyba każdego. Pamiętam jak na pierwszej lekcji ( tej takiej prawdziwej) kazała nam potwierdzać swoją obecność po niemiecku. Jasne było, że nikt nie wiedział za bardzo. Powiedziała nam jak mamy to ładnie powiedzieć, ale ja byłam tak przerażona, że nie myślałam. Usłyszałam, że powtarza i moją pierwszą zapisaną informacją było to aby powiedzieć jak to pięknie wtedy napisałam ,, iś bin da" 🤣 to było tak pięknie napisane. I pisłałam to po prostu na każdej kartce, a i tak zawsze na każdej lekcji zapominałam jak miałam to powiedzieć. Byłam więc dumna sama z siebie gdy w końcu udało mi się zapamiętać te 3 wyrazy. Tak, wbrew pozorom w stresie zapominasz jak masz powiedzieć 3 proste wyrazy. Może ten stres wynikał też z pomieszanych klas.
Oo z niemieckiego to pamiętam jeszcze jak Bartek ( mój kolega z klasy, który siedział przede mną i mnie ,, podrywał") poprosił mnie o pomoc. Wtedy mieliśmy zaliczać jakieś zdania i on nie nauczył się odpowiednio i pani była zła i w ogóle.. no długa opowieść. No ale zapytał czy pomogę, bo ja , według niego, jestem świetna z niemieckiego. I pomagałam. I nagle pani ,, Bartek, koleżankę to podrywaj później, teraz Wiktoria" ehhh jak mi było wtedy źle. Nie dość, że każdy się na nas gapił to jeszcze to nieszczęsne Wiktoria 🤦🏽♀️ ( dla zainteresowanych, dałam radę 🤣)
Jeżeli miałabym ocenić stosunek pani do mnie to nie zrobię tego jednoznacznie. Nie wiem jaki był, może moja interpretacja jest mylna, ale mam wrażenie, że ona mnie lubiła, a jednocześnie lubiła robić mi na złość..
Wiele zależało od jej humoru. Gdy był dobry to było super, gdy był zły było źle. Pamiętam jak jakimś cudem wracałyśmy tą samą drogą do domu i chwilę gadałyśmy i usłyszałam ,, Tylko z Tobą z tej klasy można się dogadać po niemiecku. Super, oby tak dalej" i ja wróciłam tak mega szczęśliwa do domu..
Ale na następny dzień dostałam ochrzan, że ja nic nie potrafię, że siedzę tylko z tyłu i milczę. Że w ogóle się nie przykładam i, że specjalnie nie chodzę na sprawdziany. Byłam wtedy chora, dosyć długo i rzeczywiście ominął mnie sprawdzian, ale od razu to poprawiłam. Nagle dostałam też 1. Moja mama poszła to wyjaśnić i w odpowiedzi usłyszała ,, nie wiem za co to" 🤷♀️ także tak...
Fajnie wspominam serie filmów po niemiecku czy opowiadanie o swoim dniu. Do teraz pamiętam ,, Ich stehe um 7 Uhr auf...." I tak dalej..
Długie to było i stresujące 🤣☺️ ale jak tak teraz myślę to cudowne.
Przykre jest to, że może nie o tyle co zraziłam się do niemieckiego a raczej się go bałam. A może to się odmieni? 😏
( Odpowiedź pod koniec)
Nie chciałabym tu robić zbytnio skrótów każdej lekcji, bo jest to niepotrzebne. Poruszać chcę to co pamiętam dokładnie, to co szczególnie utkwiło mi w pamięci.
Oo pamiętam na przykład, jak pani Krysia
( od matematyki) poprosiła mnie o pomoc i powiedziała do mnie ,, słoneczko". Pomogłam jej, ona mnie pochwaliła i ja byłam szczęśliwa. Dlaczego to pamiętam? Bo powiedziała do mnie tak tylko raz. I nie mówiła tak do nikogo. Nie chcę jej oceniać, ale sprawiała wrażenie osoby chłodnej. Jasne, w pełni rozumiałam. Ale to był szok, szoków tak trochę. Pamiętam panią od chemii, jedną i drugą. Jedną wspominam wspaniale, drugą mniej. Dlaczego zapewne ciekawa to rzecz.
Panią Gosię ( tą którą dobrze wspominam) choćby dlatego, że często rozmawiałyśmy. O wszystkim i o niczym. Pamiętam jak wybierałyśmy sukienkę 🙈. Pokazywała mi również filmy z Lotnika ( tam też uczyła) i pomogła mi bardzo z chemią.
Panią Bożenę (?) Źle, dlatego, że to była kolejna osoba, której się bałam. Jasne, nie miałam problemu z jej charakterem czy czymś takim. Raczej z podejściem a może trochę jego brakiem? Nie ukrywam, że miałam 1. I na półrocze i na koniec roku. W związku z tym udałam się na konsultacje, aby dany materiał wytłumaczyła mi raz jeszcze. Zapytała czego nie rozumiem, powiedziałam zgodnie z prawdą, że tak teoretycznie to niczego. Usłyszałam ,, jak nie rozumiesz to ja Cię nie nauczę, bo nie potrafię. Przecież to proste, jak można nie rozumieć?!" Przyrzekam, że momentalnie się tam poryczałam. Podziękowałam i wyszłam. A pani miała na mnie focha i przy każdej możliwej okazji robiła mi na złość. Tak, więc zmuszona byłam wziąć korepetycje 🤷♀️ i nie żałuję. Z 1 ,, awansowałam" na 3. Uratowałam się. Hip hip hura!
Pan Krystian ( wychowawca i nauczyciel języka angielskiego) był ogółem zabawny. Fajne były te lekcje z nim. Udawał psa, uznał, że skoro mam sweterek z dziurami to albo skakałam przez płot no albo pies mnie pogryzł. Albo kiedyś wszedł na niemiecki i słuchał co pani mówi i zaczął się śmiać. A my z nim 🤣
Oo albo jak mieliśmy egzaminy stanął przed salą gimnastyczną z wielkim napisem ,, Good Luck!"
Wiele było zabawnych przeżyć i historii.
Takie ostatnie wspomnienie z nim to zakończenie roku i pożegnanie. Nigdy nie lubił długich zebrań czy spotkań. Życzył nam powodzenia i bardzo szybko na wypuścił.
Pani Ania ( polski) to tak, rzeczywiście to ta pani której z początku nie lubiłam. Przyznaje się, że rzeczywiście zbyt pochopnie ją wtedy oceniłam. Żałowałam tego trochę, bo okazała się wspaniałą osobą. Ile ja miałam podejść do rozmowy z nią 😱 ło maj gat. Raz, drugi, trzeci i tak w setkach. Lubiłam gdy prosiła mnie o pomoc w czymś. W szoku byłam gdy opowiadała mi o swoim życiu, o tym co ją martwi a co cieszy. Radziła się mnie. Ja jej też w jakimś stopniu na pewno, ale czy w aż tak wielkim? Dla niej wszystko było przesadą, ale lubiłam ją. Bo stała się ważna. Kiedy pisała do mnie, bo i tak bywało, miałam zawał. Nie wiem dlaczego. Nigdy się niespodziewałam. Może z tego to wynikało. Raniła mnie..
Oj wiele razy mnie raniła, ale ja wybaczałam. Powiedziałam jej w pewnym momencie za dużo, to wiem. No ale często bywa tak, że chcemy coś komuś powiedzieć szukając pomocy, a ten ktoś zamiast pomóc pogarsza. I może dlatego straciłam zaufanie do ludzi.
I w klasie 7 pojawiła się też pani Gosia ( pedagog) czyli druga osoba, której bardzo, bardzo ufałam. Pojawiła się tak nagle i została. To znaczy to w ogóle była ciekawa historia. Ja zaczęłam płakać, przez lekcje biologii ( pani powiedziała, że ze mną coś jest nie tak skoro nic nie mówię i stwierdziła, że mnie rodzice biją), pani Ania i pan Krystian to zobaczyli, ale ja się na polskim uspokoiłam. Miałam geografię i nagle wchodzi pani Gosia i każe mi iść z nią. Byłam w panice ( pedagog. Ja. Pedagog. Ja), ale wstałam i poszłam. Oczywiście już słyszałam słowa klasy ,,uuu, bój się, haha". Gabinet pedagoga był mały i stał tam stolik. Ja usiadłam w kącie a pani Gosia na przeciwko mnie. Ona mówiła a ja milczałam. Pytała co się stało, ile mam jeszcze lekcji, czy chcę pogadać i tak dalej. Pamiętam tylko tyle, że w ostateczności nic jej nie powiedziałam. I kompletnie nie wiedziałam jak mam powiedzieć rodzicom cokolwiek, bałam się, że ona zrobi to pierwsza. Że zadzwoni. Że powie. Ah...
Rodzice przyjęli to normalnie. To znaczy zapytali czy pójdę do niej, ale ja stwierdziłam, że nie. Nie mam po co. Przecież mi nic nie jest. Ja miałam obraz tego, że do pedagoga trafiają ci którzy coś zrobili, ci którzy mają jakiś problem. Więc po co ja tam?
Minął miesiąc a ja dzień w dzień ją mijałam. Miałam wrażenie, że ona wie o mnie wszystko. Poszłam, więc do pana Krystiana i poprosiłam, aby przekazał, że pójdę do pedagoga. Zapytał tylko do której pani chce iść. Ja od razu wypowiedziałam nazwisko pani Gosi. Jakoś tak się potoczyło, że widziałyśmy się co tydzień w poniedziałek. Zaczęłam jej ufać, zaczęłam mówić. I....
I otworzyłam się na tyle, że ona poznała prawdę. Nie wiem czy w tym wypadku dobrze zrobiłam. Bardzo możliwe.
Dosyć często padało, abym poszła do psychologa. Nie poszłam, bo nie czułam potrzeby.
Szczerze mówiąc? Tak, bałam się. Bałam się pedagoga szkolnego, psychologa 🤷♀️ ale jednak się otworzyłam..
W trakcie klasy 8 mój wujek trafił do szpitala i rozpoczęła się ta codzienna walka. Walka o zdrowie, ale były momenty, że o życie. Ona trwa nadal. I nie skończy się nigdy.
Ja też zaczęłam popadać w przeróżne problemy. Bywało lepiej i gorzej. Nie mogę powiedzieć, że teraz jest lepiej. To, że jest stabilnie nie oznacza tak naprawdę nic. Mam wrażenie, że ta moja walka nie skończy się tak szybko jak bym chciała.
W czasie klasy 8 poznałam też moją przyjaciółkę, tudzież siostrę, Hanię ❤️ ojej cóż za szczęście mnie spotkało ☺️ To jest najlepsza osoba, jaką dane mi było poznać. Mimo kłótni i gorszych momentów trzymamy się razem. Zawsze i wszędzie 💚 spotkałyśmy się 3 razy. Niezapomniane chwile...
Bezwzględu na wszystko obiecałyśmy sobie, że będziemy razem. Nic ani nikt nas nie rozdzieli. Nawet 270 km...
Jestem jej wdzięczna choćby za to, że jest. Zawsze była. Kiedyś wszyscy mnie zostawili ona była.
I..
4.09.2019 zaczęłam naukę w liceum. Ajaja jak ja się bałam 🙈. Na rozmowie kwalifikacyjnej poznałam panią Dusie ( jak się później okazało moją wychowawczynię) i dyrektora ( mojego nauczyciela języka polskiego) i moją pierwszą myślą było ,, o jejuś pasują do siebie i wydają się fajni". Stwierdziłam, że będzie dobrze, no bo musi być dobrze. Klasę też poznałam, ale nieco później. Powiem tak, wróciłam do domu i wow. Mega! I pierwszego dnia usiadła koło mnie dziewczyna, na początku myślałam, że to nauczycielka jakaś, ale okazało się, że to Oliwia 🙈🤣 dobra, fajna się wydała. Także się cieszyłam. Z każdym kolejnym dniem poznawaliśmy nauczycieli. Nie no fajni są, ale żem ja jestem raczej osobą, która trzyma się jednej osoby to padło na panią Dusie 🙈 emmm noo tak..
Ja tam się cieszę bardzo 💚 bo nie dość, że moja wychowawczyni to jeszcze nauczycielka dojcza 😅💜😁 happy byłam i jestem. I... Ogólnie tak to się stało, że wiele sytuacji śmiesznych nieco obie przeżyłyśmy wspólnie. Moje rozwalające się ciasta, opisy ucieczek przed sarnami czy moje opowiadanie powiązane z tym iż nigdy nie pamiętam na czym skończyłam 😁🤣 ooo albo kółko z niemieckiego z Oliwią i moje pytania ,, jak masz na imię " 🤣🤣 także tak..
Jasne, były momenty kiedy nam obu było przykro. To wiemy chyba obie..
Ale zawsze pomagała nam jedna rzecz. Rozmowa. Wyjaśnienie. To podstawa. I teraz jest cudnie ♥️ i nareszcie wreszcie mam poczucie, że powiedziałam ,, prawdę" odpowiedniej osobie. Bardzo właściwej. I jeszcze dziękuję pani Mireli za tamte słowa 😘 Jakie? Zapytałam się jej czy gdyby miała problem to poszłaby do pani Dusi. Odrzekła, że tak. Że nigdy jej nie zawiodła. Dlatego ja też postanowiłam pójść. I nie żałuję. Nigdy nie będę tego żałować. Tylu pięknych słów. Tylu przytulasów. Tylu uśmiechów. Takich rzeczy się nie żałuję. Po prostu.
I miałam napisać czy mój stosunek do języka niemieckiego się zmienił. Tak, zmienił się. I to jak! Chciałabym być nauczycielką niemieckiego i pedagogiem. Da się połączyć 😉😁
Kochaaam niemiecki i ten kto mnie zna ten doskonale to wie 😘💚❤️💜💜
Przez 16 lat traciłam wiele rzeczy. Wiele rzeczy dostałam. Wielu rzeczy doświadczyłam. Wielu jeszcze nie. Wiele osób poznałam. Wiele osób mnie raniło i wiele osób sprawiło, że się uśmiechnęłam. Wiele razy życie się do mnie uśmiechało. Wiele razy mnie niszczyło. Tylko, że ludzi takich jak Hania czy pani Dusia nie da się nie docenić. Los się uśmiechnął i sprawił, że to one stanęły na mojej drodze. Kto wie, czy gdyby nie one teraz bym to pisała?!
Miałam też napisać jak minął mi dzień urodzin. CUDOWNIE!
Najpierw film urodzinowy od Hani, potem rozmowa z Hanią. Później kolejny film od Hani. Następnie urodziny niespodzianka od rodziców. Pośrodku masa życzeń o ludzi...
Na koniec...
Na koniec moja klasa do mnie zadzwoniła.
Cały dzień płakałam ze szczęścia. Tyle osób w ten dzień poświęciło dla mnie chwilę swojego czasu. Chwilę by być ze mną w moje urodziny.
Nie byłabym sobą, gdybym nie napisała co wyniosłam z tego dnia.
Doceniajcie ludzi wokół siebie. Nie wiecie, że oni chcą dla Was dobrze. A chcą.
Niespodziewałam się, że tyle osób pamięta. A jednak...
DZIĘKUJĘ! Wszystkim, którzy się przyczynili do mojej radości ❤️💚
Ściskam mocno ❤️
Jeśli nadal to czytasz to napisz ,, słoneczko" to moje ostatnio ulubione słowo 💚☀️